wtorek, 17 czerwca 2014

Poezja: Paweł Łęczuk, Voyage voyage



trakt lubelski

piwnica może wiele znieść. i jeszcze więcej pomieścić.
nawet delikatny rysunek gór na starym slajdzie. aż trudno
pojąć że tamte ciała są nasze. że były tak embrionalnie młode.
plamy śniegu szybko topnieją w głowach i odpływają ze wspomnień
niczym roztopy z lodowca. i tylko twardy zarys skał przybliża obraz
w pamięci (jak kolejny obóz skraca drogę na szczyt). zatem głowa
do góry wysoko w chmury. in vino veritas i carpe diem
zanim zabłyszczy memento mori i bezpowrotne amen
w smutnych oczach bosego szerpy.


środa, 7 sierpnia 2013

Prezentacje: Talat Darvinoğlu - fotografika



          „We śnie Jakub ujrzał drabinę opartą na ziemi, sięgającą swym wierzchołkiem nieba, oraz aniołów Bożych, którzy wchodzili w górę i schodzili na dół. A oto Pan stał na jej szczycie i mówił: «Ja jestem Pan, Bóg Abrahama i Bóg Izaaka. Ja jestem z tobą i będę cię strzegł, gdziekolwiek się udasz” (Rdz 28, 13-16). Tyle na temat Jakubowego snu o drabinie bytów wypowiedziały wersety Biblii. Nadludzkie istoty, wchodzące i schodzące po boskiej drabinie łączącej ziemię z niebem, miały okazać się dla wyznawców obietnicą transgresji, przekroczenia wszystkich ludzkich kondycji, nadzieją na spirytualizację. Jak powtarzał Filon z Aleksandrii, rozczytując w traktacie De somniis obecność aniołów we śnie Jakuba: „Dla nas biednych pożyteczne jest mieć <<logosy>> jako pośredników i rzeczników”. Rzeczywiście, ufny czytelnik Pisma spoglądał na postaci zstępujące z kolejnych stopni drabiny jak na swoje przyszłe lustra, wieczyste odbicia. Sen o drabinie Jakubowej stał się jednym z najważniejszych mitów chrześcijańskiego świata, opowieścią wyrażającą nadzieję transformacji, radykalnej odmiany losu, a także absolutnej, eschatologicznej wolności. Fotografiki Talata Darvinoğlu należy w moim przekonaniu odczytywać w dialogu z tą tradycją. Jako ich sceptyczną kontynuację, a nawet – jako okrutną weryfikację spirytualistycznego mitu chrześcijaństwa w dobie ponowoczesności.

           W uniwersum Darvinoğlu nie ma drabin Jakubowych. I nie jest bynajmniej ważne, czy kiedykolwiek istniały, czy zostały spalone (jak w utworze Marka Lanegana z 2011 roku, Burning Jacob's Ladder), czy nigdy żaden człowiek stąpający po ziemi ich po prostu nie odnalazł. Według Orygenesa, drabina jest symbolem duszy ludzkiej, a aniołowie stąpający po niej – uosabiają boski rozum świata. „Tak kończy się świat – nie hukiem, ale skomleniem”, tą Eliotowską frazą mogliby posłużyć się wszyscy odrealnieni, humanoidalni bohaterowie fotografik artysty podobnie, jak postaci z powieści Orhana Pamuka, mieszkańcy światów, w których również nie dokonał się nigdy „szczęśliwy sen o drabinie”, mieszkańcy Kars ze Śniegu czy Stambułu z Nazywam się Czerwień. Darvinoğlu nie odnalazł drogi, za pomocą której można by wyśnić marzenie o zwycięstwie nad własną egzystencją. „W epifanii twarzy brzmi rozkaz: Nie zabijaj!” – pisał pół wieku temu z wielkim rozmachem Emmanuel Levinas. Dopowiadał jeszcze więcej, podkreślając, że „twarz niweczy intencjonalność, która kieruje się w jej stronę” i wzywa do absolutnej oraz bezwarunkowej odpowiedzialności za Innego. Sylwetki Talata Darvinoğlu odarto jednak z ich oblicz, a uczyniła to jakaś złowieszcza siła, redukująca ich istnienia do produktów halucynacji. Być może więc jest jednak tak, jak w słynnej Drabinie Jakubowej w reżyserii Adriana Lyne'a? Przejście istnieje, istnieje nawet możliwość zmiany. Nie jest to jedynie pomost do słonecznej Jeruzalem, ale najprawdziwsza, realna brama do piekieł.

Redakcja


piątek, 2 sierpnia 2013

Poezja: Wojciech Michalec, Metys



Gloria victis

tylko krople z otwartości nieba przebijają tkanki struktury
zieleń schodzi mimo szarości horyzontu oddala
marsze nawet kij może zakwitnąć ale ktoś musi zrobić
radlinę by obudzić ziarno życie wróci mawiali dziś milczą
trzydziesty czwarty miesiąc suszy ani siać nie ma co
zbierać się nie będzie dzieci poniosły kobiety w stronę
oceanu nie krzyczą straciły już sens modlitw much przybywa
wchodzą w otwory ciała i pył proch i misjonarze o chytrych oczach
śpiewają by karmić zostawiają by nie bolała obojętność
w telewizorach kolorowe reklamy gwarantują napój
i swobodę wyboru świat bogatych świat głodnych
w świątyniach zbierają pieniądze będą im odbierać Bogów
głodny ma większą wrażliwość na słowa misjonarzy
miłosierdzie i głośna muzyka na stadionach to tylko
czarni umierają poślemy im nasze zboże aby mogli
sprzedawać kurczaki politycy i banki dokończą dzieła

szczury zżerają więcej pszenicy
ile worków zboża z rezerw trzeba by zabić Boga
w stojącym przy drodze nędzarzu a to taki zapomniany
kontynent chcieli wolności niech biorą kredyty goryle
lwy słonie i antylopy trzeba chronić żeby oglądały pokolenia
a ludzi tam dużo za dużo i tacy leniwi tylko leżą tylko ręce
na pustej misce derka na grzbiecie duże oczy i kości
czy oni są w stanie coś zrozumieć wybaczyć


niedziela, 28 lipca 2013

Prezentacje: Andrzej Dragan - fotografia



Wszystkie sylwetki z kosmicznego fotoplastikonu Andrzeja Dragana naznaczone zostały piętnem Bergmanowskiej „siódmej pieczęci”: zapowiedzią jakiejś nieuniknionej katastrofy. Pozostawione na granicy unicestwienia psychomoralnego, okazują mimo to moc nieusuwalnych z przestrzeni pamięci emanacji: są alegoriami, silnymi symbolami, emblematami. Niezwykle sugestywne, a mimo to zawieszone w dynamice istnienia tak, jakby nie istniał czas, a całość była momentem wyrwanym z nieskończoności – jawią się jako przerażające, ponowoczesne „veraikony”. Acheiropoietos – tym słowem w kulturze szóstowiecznego Bizancjum określono wizerunek twarzy „nieuczyniony ludzką ręką”, cudowny, żywy i oddziałujący. Taką jest również ikona Draganowska, choć weraikoniczne miejsce Chrystusa zastępują najczęściej padlina: obdarta ze skóry sarna, zmumifikowany kot; albo artefakty takie, jak dolar w Absyncie. Deus ad machinam: powrót Boga do maszyny wiecznej. Podobnie jak substancja boska w procesie profanacji przestaje zasilać naturę ziemskiego uniwersum, tak też i osobowość modela, jego personalitas – na zdjęciach Dragana ulega osłabieniu, rozpadowi i dyseminacji na rzecz inwazji przekazu i traumy. W pracach zachowana zostaje ich naturalność przy najsilniejszej możliwej kondensacji znaczeń i wzmocnieniu perswazyjnej warstwy dzieła.


Redakcja


czwartek, 25 lipca 2013

Debiuty: Joanna Starkowska, Industrial Songs



Ballada o wyrzynarce

Przymierzasz brzeszczot jak zwiewną suknię.

Mruczysz, gdy przesuwam palcem po ostrzu,
rozgrzewam silnik, rozkładam partyturę
desek. Za chwilę rozpocznie się taniec w rytmie
maja. Porwie nas nurt.

Wchodzisz w drewno jak w złocisty muł.

Z wysokich wież sypią się wióry – kalekie rusałki.
Strzeżcie się mężczyźni, strzeżcie się ciemnych lasów,
bagnistych polan, nieznanych rzek. Albowiem
śpiew jest pułapką.

Wchodzisz w drewno jak w brunatne błoto.

Muzyka przeszkadza tym, którzy nie rozumieją
wyzwolenia włókien, wycinania kształtów.
Ty – przedłużenie ramion – chcesz tworzyć,
chcesz czytać słoje jak linie papilarne.

Wchodzisz w drewno, wchodzisz w korę.
Wchodzisz w łyko, wchodzisz w ścięgna.

Niech więc stanie się korowód, niech kobiety
rozpuszczą włosy, rozsypią wianki. Ułożymy
kawałki w stos, wyrzeźbimy świątynię.
Zdejmij suknię i patrz.

Patrz, jak płonie żywica.


środa, 24 lipca 2013

Prezentacje: Piotr Naliwajko - malarstwo



Inżynieria dusz? Rzeczywiście, Piotr Naliwajko ma w sobie coś z tej dwuznacznej sylwetki kreatora-odnowiciela. Świadczy o tym dyptyk Uliczka w Barcelonie oraz Kuchnia, który na pierwszy rzut oka jawi się jako wysmakowana, dwuarkadowa gra malarska z Rozpłatanym wołem Rembrandta van Rijna. Obraz Naliwajki skrywa jednak zagadkę mroczniejszą, wielopiętrową. U wejścia do kuchni czy raczej u światła barcelońskiej uliczki odpoczywa pies, a rzut perspektywiczny zaprojektowany został przez artystę do tego stopnia przewrotnie, aby sierść zwierzęcia stopiła się całkowicie z maścią krowy. W drugiej części dyptyku odbite wzdłuż osi wertykalnej zostają zarówno pies, jak i krowa. Naliwajko jest bowiem maksymalistą: dekonstruuje zaabsorbowane przez kulturę malarską techniki, style i konwencje tak, jakby usiłował dokonać ostatecznego rozpadu historii sztuki. Sztuki pojmowanej ewolucyjnie – zgodnie z porządkiem następujących po sobie przełomów estetycznych. Autokolaps najważniejszych motywów malarstwa europejskiego zawarty został w obrazach takich, jak Kubizm jest wesoły albo Dwa ptaszki [Prometeusz] (wystarczy sięgnąć pamięcią do Rubensowskiego płótna). Naliwajko uprawia metasztukę, jest jednym z metaartystów, zwłaszcza w chwilach, w których zapytuje o mimesis, o czystą możliwość odzwierciedlania, a także skalę upłynnienia granic bytowych tego, co zostało odzwierciedlone (Nekrofagi). Artysta uwięziony w kulturowym panoptikum, usiłuje go rozerwać rękami, które przedwcześnie zostały okaleczone i zabandażowane. Jest w tej dantejskiej szamotaninie jakiś porażający sens. Głęboko indywidualny, międzyludzki i nadludzki zarazem.


Redakcja

poniedziałek, 15 lipca 2013

Poezja: Marek Kołodziejski, Program lokalny



ZA ZAMKNIĘTYMI DRZWIAMI

Kwiaty zamykają się podczas deszczu,
och, jak skrzętnie otulają płatkami swoje skarby:
pręciki i słupek. Wszystko dla tej jednej chwili
przy dobrej pogodzie, z pomocą owada
albo bez pomocnej dłoni.

Najważniejszy jest słupek i pręciki wyszczerzone
do słońca w akrobatycznych pozach. Sięgają
bez wahania, gotowe na wszystko, a pszczoła
zwleka, siedzi na płatku i obserwuje.
Co one tam robią, gdy pada?